Smartfony Huawei podbiły świat. Ale jakie są szanse firmy na to, by namieszać również na rynku laptopów? Nowe Matebooki jasno zdradzają cele i plany koncernu.
Historia smartfonowego działu Huawei mogłaby posłużyć jako baza scenariusza amerykańskiego filmu z gatunku "od zera do bohatera". W końcu jeszcze kilka lat temu mało kto traktował tę firmę poważnie, a teraz jest numerem 3 na świecie, numerem 2 w Polsce i jedynym producentem telefonów, który ma jakiekolwiek szanse na dogonienie Samsunga. Czy pokazane dziś przez Huawei notebooki i urządzenia 2 w 1 oznaczają, że ten chiński gigant chce w podobny sposób zawojować rynek laptopów?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto przyjrzeć się temu, jak Huawei zaczęło swoją przygodę z telefonami. Krótko mówiąc, początkowo ich główną zaletą miała być cena. Po zdobyciu odrobiny doświadczenia plany zrobiły się bardziej ambitne i Huawei stworzyło pierwszy flagowiec z prawdziwego zdarzenia - Ascenda P6. Jego zadaniem było wysłanie pewnej informacji - Huawei chciało być czymś więcej, niż tylko kolejną chińską marką, tonącą w morzu niemal nieodróżnialnych firm i firemek z dalekiego wschodu. Chciało być marką kojarzoną z klasyczną elegancją i nienaganną jakością wykonania. I przez kolejne lata Huawei konsekwentnie robiło wszystko, aby tak było, tworząc coraz bardziej dopracowane i stylowe telefony - nie szczędząc przy tym pieniędzy na specjalistów od marketingu, którzy od samego początku hołdowali lifestyle'owi, a nie magii liczb zrozumiałych tylko dla entuzjastów. I to był strzał w dziesiątkę.
Silna marka - sposób na uniknięcie "pułapki średniego dochodu"
Pułapka średniego dochodu to termin spędzający sen z oczu wielu polskim ekonomistom. Choć dotyczy on przede wszystkim budżetu i rozwoju całych państw, to podobne mechanizmy działają w świecie smartfonów - po okresie dynamicznych wzrostów i szybkiego rozwoju napędzanych niskimi cenami, przychodzi moment stagnacji, wynikający z tego, że wraz z rosnącym rozmiarem firmy, zaczynają rosnąć wewnętrzne koszty, przez co utrzymywanie najniższych cen staje się coraz trudniejsze. Inaczej mówiąc, w pewnym momencie zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mógł zrobić to samo taniej i jeśli nie przygotujesz do tego czasu jakiejś alternatywnej strategii, to masz duży problem. Świadczy o tym chociażby obecna pozycja Lenovo i Xiaomi - niegdyś zajmujących miejsce na podium największych producentów smartfonów, a teraz mających duży problem z odkryciem się na nowo i powstrzymaniem spadających udziałów w rynku.
Po działaniach Huawei widać, że osoby odpowiedzialne za rozwój tej marki odrobiły pracę domową i wiedzą, jak ważna w przetrwaniu tego trudnego momentu przejściowego jest silna, rozpoznawalna marka. To dzięki niej klienci kupią kolejny telefon Huawei, nawet jeśli będzie trochę droższy od porównywalnej sprzętowo konkurencji. To dzięki niej możliwe jest sprzedawanie telefonów za więcej i zarabianie w ten sposób pieniędzy potrzebnych na dalszy rozwój i badania. Ba, zacznijmy od tego, że to właśnie dzięki niej jest możliwe zarabianie jakichkolwiek pieniędzy na smartfonach - coś, co do niedawna potrafili jedynie Samsung i Apple (tak, tak - LG, Sony, HTC, Lenovo są na minusie, a chińskie marki przeważnie oscylują w okolicach zera). Efekt uboczny? Huawei P10 Lite, choć nieznacznie lepszy od swojego poprzednika, startuje z o 200 złotych wyższą ceną, więc za wszystko - jak zwykle - muszą zapłacić klienci.
Huawei nie wchodzi na rynek notebooków po to, aby go zalać morzem taniochy
Wróćmy do notebooków. Wiele - w tym charakter zaprezentowanych dziś notebookowych nowości - pokazuje, że firma ta nie ma zamiaru bić się z Lenovo o pozycję laptopowego numeru 1, bo to by bardziej zaszkodziło marce, niż jej pomogło. Zresztą, bez odpowiedniego zaplecza i lat walki byłoby to bardzo trudne, bo Lenovo tnie wszelkiego rodzaju koszty po mistrzowsku i przebicie ceny ich notebooków byłoby nie lada wyczynem. Huawei zamiast tego woli być chińskim Apple i sprawić, aby posiadacze telefonu i zegarka Huawei mogli wyjąć w Starbucks'ie notebooka tej samej marki i nie czuć się nieswojo. Czy się uda? Nie jestem do końca przekonany, bo P10 pokazuje, że Huawei jest trochę za bardzo zapatrzone w Apple i nie do końca wyrosło z typowego chińskiego kopiowania innych.Ale jeśli Huawei uda się wykrzesać z siebie jeszcze trochę innowacyjności i odwagi, to choć półki supermarketów nie zaczną się uginać od ciężaru notebooków Huawei, to stoliki wielkomiejskich kawiarenek - być może tak. A to właśnie na nich zarząd tego chińskiego giganta najbardziej chciałby widzieć swoje produkty.