| Kategorie: Artykuł
Tagi: artykuł microsoft windows 10 chrome os chromebook
05 maja 2017, 11:34
Windows 10 S to nowy system operacyjny, którym zainteresują się przede wszystkim szkoły, biura oraz mniej wymagający użytkownicy. Czy świeża platforma ma szansę na pokonanie Chrome OS? I dlaczego Microsoft promuje ją za pomocą laptopa kosztującego krocie?
Nie uruchomisz Office'a, nie zainstalujesz Skype'a czy Photoshopa, nie pograsz w pecetowe produkcje, nie podłączysz każdej drukarki, nie masz dostępu do tradycyjnego pulpitu, nie obejrzysz popularnych filmów bez dostępu do sieci. O czym mowa? Cóż, to część listy, która w 2014 roku pojawiła się na oficjalnej stronie internetowej Microsoftu. Listy, która miała pokazać wyższość niedrogich laptopów z tradycyjnym Windowsem nad jeszcze tańszymi Chromebookami.
Dla giganta z Redmond to jednostronne zestawienie było tylko prostym ubezpieczeniem. Wątpię, by przedstawiciele firmy wieszczyli wówczas sprzętowi z Chrome OS jakikolwiek sukces. Gdy na początku zeszłego roku sprzedaż Chromebooków prześcignęła w Stanach Zjednoczonych wyniki osiągane przez komputery Apple, a urządzenia sygnowane logo Google zdobyły dużą popularność w szkołach, przyszedł jednak czas na poważniejszą reakcję. Reakcja nadeszła kilka dni temu w postaci systemu Windows 10 S oraz jego pierwszego ambasadora - laptopa Surface. Czy najnowsza propozycja Microsoftu zagrozi pozycji Chrome OS?
Mniej znaczy więcej?
Windows 10 S różni się od standardowej edycji systemu przede wszystkim w dwóch kwestiach. Po pierwsze, zainstalujemy na nim wyłącznie programy dostępne w Sklepie Windows. Po drugie, będą one uruchamiane w specjalnie oddzielonym środowisku. Oba kroki mają zapewnić "Okienkom"wyższy poziom bezpieczeństwa, lepszą stabilność pracy oraz "laikoodporność". Innymi słowy, laptop nie powinien zwalniać po kilku miesiącach użytkowania, system trudno będzie zaśmiecić, a użytkownik, któremu jakimś cudem uda się wpuścić do swojego urządzenia złośliwe oprogramowanie,zasłuży na technologiczny odpowiednik Nagrody Darwina. Poza tym Windows 10 S ma pozwalać na proste zarządzanie wieloma notebookami przez administratora i oferować mnóstwo rozwiązań przydatnych dla biznesu i szkół. Microsoft przehandlował więc funkcjonalność na ochronę oraz płynność pracy, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Chrome OS.
Podstawowe założenia stojące za systemem wydają się słuszne, choć oczywiście nie obyło się bez kontrowersji. Brak możliwości wyboru domyślnej przeglądarki innej niż Edge i wyszukiwarki poza Bingiem mają niewiele wspólnego z dbaniem o dobro odbiorców. Gdy usłyszałem o tym ograniczeniu, zapachniało mi nieładnie "starym" Microsoftem - tym, który próbował na siłę forsować własne rozwiązania zamiast zawsze i wszędzie oferować to, czego potrzebują użytkownicy. Byłem pewny, że te czasy odeszły w niepamięć, szczególnie po tym gdy odwiedziłem siedzibę Microsoftu w Redmond.
Z drugiej strony, to przecież cyrk i małpy Microsoftu - jeśli koncern przejedzie się na tym pomyśle, będzie mógł mieć pretensje tylko do siebie. Mimo tego, szybki i prosty Windows 10 S zapowiada się nieźle. W parze ze sprawnym oprogramowaniem zawsze muszą iść jednak również interesujące urządzenia.
Netbooki do lamusa
Lista producentów notebooków z Windowsem 10 S obejmuje między innymi Asusa, Acera, Samsunga, Della oraz HP, więc o to nie powinniśmy się raczej martwić. Ceny mają zaczynać się od 189 dolarów - w Polsce kupimy więc zapewne taki sprzęt za 850-900 złotych. I to właśnie może być największą siłą świeżej platformy. Prawda, za trzycyfrową kwotę można zdobyć już laptopy działające pod kontrolą pełnej "Dziesiątki", ale czy nie budzą w Was one nieufności? Wiadomo przecież, że nie pracują z zabójczą płynnością, a ich przewaga nad Windows 10 S zawęża się do możliwości zainstalowania kilku dodatkowych programów oraz starych gier. "W zamian" za to musimy z komputerem walczyć - mierzyć się z przycinkami, krótszym czasem pracy i całą masą funkcji, których nie stworzono raczej dla 2 GB RAM oraz procesora Intel Atom. A o ograniczeniach myślimy znacznie intensywniej niż w Windowsie 10 S, ponieważ w tym przypadku należy kontrolować je samodzielnie.
Mam nadzieje, że dzięki Chrome OS, a teraz także Windowsowi 10 S, budżetowe netbooki odejdą do lamusa - niedrogie urządzenia otrzymały bowiem wreszcie dwa wystarczająco zaawansowane środowiska skrojone pod ich możliwości.
Surface Laptop: Sprytny podstęp
Brzmi to wszystko pięknie, ale dlaczego Microsoft promuje system dla uczniów i mniej zaawansowanych użytkowników laptopem, który kosztuje w naszym kraju w podstawowej wersji 5000 złotych? Dlatego, że Surface Laptop pokazuje nowy system od najlepszej możliwej strony i wysyła jasny przekaz: "Windows 10 S to nie tylko wycięte funkcje - to rozwiązania, które przysłużą sie nawet wysokiej klasy sprzętowi z procesorem Intel Core i7 oraz 16 GB RAM".
Pewnie, Amerykanie nie postawili wszystkiego na jedną kartę, bo posiadacze laptopa będą mogli bezpłatnie zaktualizować system do Windows 10 Pro, ale słowo poszło w świat - pierwszy laptop Surface debiutuje z Windows 10 S. Niemal z miejsca podnosi to prestiż systemu i sposób postrzegania go - Windows 10 S nie jest gorszy i okrojony, a po prostu inny. Trudno byłoby osiągnąć taki odbiór decydując się na szerzenie wieści o platformie za pomocą plastikowego notebooka z ekranem o rozdzielczości 1366x768 pikseli.
Mimo trafnej promocji, zbudowanie odpowiedniego wizerunku "eski" i tak będzie wielkim wyzwaniem. Niektórzy wciąż pamiętają przecież źle zaprojektowanego i po prostu zbędnego Windowsa RT. W nowym systemie mniej znaczy więcej, bo w zamian za kilka funkcji mniej otrzymujemy bezawaryjność, stabilną pracę oraz prostą administrację wieloma urządzeniami. Ale czy każdy doceni te zalety?
W walce o młodych
Walka Microsoftu z Google zapowiada się na bardzo zaciętą. Chrome OS zdążył się już rozpędzić i nie ciąży na nim ciężar żadnego bardziej rozbudowanego odpowiednika, ale twórcy "Okienek" zrobią przecież wszystko, by ugrać w intensywnie rozwijającym się segmencie jak najwięcej.
Nie chodzi tu nawet o zyski ze sprzedaży - największą nagrodą będzie przyzwyczajenie milionów użytkowników do swoich rozwiązań. Czy skoro Chrome OS święci triumfy w szkołach, Dokumenty i Dysk Google nie wyprą kiedyś z rynku Office'a oraz OneDrive'a? To odległa, lecz możliwa perspektywa. Jasne, teraz Chromebooki służą przede wszystkim uczniom, lecz za jakiś czas uczniowie dorosną. Kiedy zaczną pracować, postawią na te rozwiązania, które zdążyli już poznać na wylot.
Kiedyś firma z Redmond podśmiewała się z Chrome OS. Teraz po prostu musiała wytoczyć najcięższe działa. Na szczęście dla Microsoftu, Chromebooki nie opanowały jeszcze świata, więc na rzucenie im rękawic nie jest za późno. A Windows 10 S wydaje się być dla Chrome'a więcej niż godnym konkurentem. I sam trzymam kciuki za jego powodzenie.